Kiedy kilka miesięcy temu Ada zaproponowała wakacje w Czarnogórze, nasza odpowiedź nie mogła brzmieć inaczej. Jedziemy! Do tej pory na dalsze wyprawy wybieraliśmy się sami i wiedzieliśmy, że będzie to dla nas miła odmiana.
Nasz wyjazd trwał 9 dni. W zapakowanym po brzegi samochodzie spędziliśmy łącznie ponad 60 godzin i przemierzyliśmy prawie 4000 kilometrów. Wakacje w drodze. Mimo że do Polski wróciłam chyba jeszcze bardziej zmęczona niż byłam przed wyjazdem, jest to moja ulubiona forma spędzania wolnego czasu. Nie dla mnie wygrzewanie się na leżaku z drinkiem w ręku - chociaż przyznaję, że leniuchowania mogłoby być odrobinę więcej.
Od samego początku w podróży towarzyszyły nam małe, tajemnicze zwierzaki.
Pierwszy dłuższy przystanek i pierwsze piękne widoki w Chorwacji. Postanowiliśmy zjeść coś ciepłego i musieliśmy wypakować wszystkie bagaże - jedzenie
znajdowało się na samym dnie.
Kierowcy należy się odpoczynek :)
Pierwszą noc pod namiotem spędziliśmy na campingu "Pod Maslinom", czyli "Pod drzewem oliwnym". Oczywiście niedługo po rozłożeniu namiotów zeszliśmy nad
morze i po lekkim wahaniu lądujemy w wodzie - która wcale nie jest taka ciepła!
Wieczorem wybraliśmy się do Dubrovnika - z naszego campingu jechaliśmy tam tylko kilka minut. Trochę czasu zajęło nam znalezienie parkingu, który nie
będzie kosztował 25zł za godzinę, ale w końcu wyruszyliśmy na spacer. Miejsce, które wydawało się tylko wejściem do starej twierdzy, wprowadziło nas do starej
części miasta.
Wyślizgana na błysk uliczka.
Wszyscy byliśmy Dubrovnikiem zachwyceni i ochoczo odkrywaliśmy kolejne wąskie uliczki i przejścia. I koty, mnóstwo kotów!
Następnego dnia spakowaliśmy się i ruszyliśmy dalej. Po drodze do Czarnogóry wjechaliśmy na górę Srd, skąd rozstaczał się wspaniały widok na Dubrovnik.
Na niebie na zmianę chmurzyło się i świeciło słońce. I tak już do końca wyjazdu.
Dotarliśmy do Czarnogóry. Pierwszym miasteczkiem, które odwiedziliśmy było Herceg Novi. Miasteczko nie zrobiło na nas tak dużego wrażenia, jak
poprzedniego dnia piękny Dubrovnik.
Zachód słońca obejrzeliśmy w urokliwym Peraście. W mieście wyłączony jest ruch samochodowy. Pomimo dość późnej pory postanowiliśmy wypić kawę w
kawiarence nad brzegiem morza i podziwiać piękną Zatokę Kotorską.
Dojechaliśmy do Ulcinj. Camping Miami Beach stał się naszą bazą wypadową na następne kilka dni.
Ada. Jednym z najważniejszych punktów wyjazdu było znajdujące się na granicy z Albanią Jezioro Szkoderskie, nad którego brzeg prowadzi kilkadziesiąt kilometrów wąskiej, górskiej drogi. Towarzyszyły nam takie widoki. Po drodze kusiły nas granaty, niestety, jak się okazało, jeszcze niedojrzałe - a przez to strasznie kwaśne. Jezioro Szkoderskie. Nie były to pierwsze i ostatnie osiołki tego dnia. Jak się okazało, nad wodą lubią wypoczywać nie tylko ludzie. Faktycznie, było bardzo przyjemnie i postanowiliśmy szybko wykąpać się przed odjazdem w jeziorze. Do Ulcinj postanowiliśmy wrócić przez Bar i zobaczyć starą część miasta. Po drodze kuszono nas różnego rodzaju alkoholami w dość podejrzanie wyglądających, plastikowych buletkach. Postanowiliśmy zatrzymać się przy małej winnicy. W ciągu kilku sekund jej właściciel pootwierał wszystkie możliwe trunki i nie wiadomo kiedy zaczęliśmy wszystkiego próbować. Spędziliśmy tam prawie godzinę. Przemiły Ranko tak nas oczarował, że kilka dni później przyjechaliśmy do niego jeszcze raz. Jezioro Szkoderskie po raz kolejny. Pierwszy mięsny burek w Barze. Pycha! Zachód słońca w Starym Barze. Piąty pasażer. Część druga nastąpi :)
Ada. Jednym z najważniejszych punktów wyjazdu było znajdujące się na granicy z Albanią Jezioro Szkoderskie, nad którego brzeg prowadzi kilkadziesiąt kilometrów wąskiej, górskiej drogi. Towarzyszyły nam takie widoki. Po drodze kusiły nas granaty, niestety, jak się okazało, jeszcze niedojrzałe - a przez to strasznie kwaśne. Jezioro Szkoderskie. Nie były to pierwsze i ostatnie osiołki tego dnia. Jak się okazało, nad wodą lubią wypoczywać nie tylko ludzie. Faktycznie, było bardzo przyjemnie i postanowiliśmy szybko wykąpać się przed odjazdem w jeziorze. Do Ulcinj postanowiliśmy wrócić przez Bar i zobaczyć starą część miasta. Po drodze kuszono nas różnego rodzaju alkoholami w dość podejrzanie wyglądających, plastikowych buletkach. Postanowiliśmy zatrzymać się przy małej winnicy. W ciągu kilku sekund jej właściciel pootwierał wszystkie możliwe trunki i nie wiadomo kiedy zaczęliśmy wszystkiego próbować. Spędziliśmy tam prawie godzinę. Przemiły Ranko tak nas oczarował, że kilka dni później przyjechaliśmy do niego jeszcze raz. Jezioro Szkoderskie po raz kolejny. Pierwszy mięsny burek w Barze. Pycha! Zachód słońca w Starym Barze. Piąty pasażer. Część druga nastąpi :)
Pozazdrościć takich wakacji!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, ohkejti.pl
Jezioro Szkoderskie jest takie piękne na Twoich zdjęciach :)))
OdpowiedzUsuń