31 grudnia 2012

CERNA RICKA WITA

Po świątecznym leniuchowaniu i zjedzeniu kilku nadprogramowych porcji karpia i pierogów pobudka o 6.15 może być trudna. Bardzo trudna. Ubranie się i zrobienie kanapek również nie jest takie proste. Po wejściu do samochodu można zacząć zastanawiać się: ...dlaczego? Ale z każdym kilometrem niebo jest coraz jaśniejsze, a zmęczenie odchodzi. Na widok śniegu robi się raźniej. Černá Říčka wita.

D. nie poddaje się i cierpliwie uczy. Ja próbuję ukryć malujące się na twarzy przerażenie. Z każdym zjazdem jest trochę lepiej. Kiedyś byłam bardziej odważna!

Powrót do domu.

29 grudnia 2012

WHITE CHRISTMAS


*   *   *

No właśnie nie do końca. Jak w piosence - marzenie było o białych, ale śnieg jakoś nie chciał spaść. Między jednym kawałkiem ciasta a drugim wybraliśmy się na krótki spacer i znaleźliśmy sporo zieleni. I promyki słońca. A po śnieg musieliśmy jechać aż do Czech (chociaż to wcale nie tak daleko!), ale to już całkiem inna przygoda.


PS. W tym roku chyba naprawdę byłam grzeczna :-)

17 grudnia 2012

RUN

Dawno, dawno temu najlepszym, wyczekiwanym dniem tygodnia był (oczywiście) piątek. W piątkowe wieczory czytałam książkę do późnej nocy (czyli pewnie do dwunastej), piątki licealne oznaczały wyjście ze znajomymi. Piękny czas, kiedy nic nie trzeba. 

Teraz, kiedy wszystkie facebookowe profile co tydzień ogłaszają radosną nowinę, że dzisiaj jest piątek! i pytają o imprezowe plany, ja zaparzam kolejną herbatę. Albo jestem w drodze do Jeleniej. Od jakiegoś czasu to nie ten dzień jest tym najbardziej oczekiwanym - ostatnio najbardziej lubię wtorki. Dni, w które wychodzę z domu rano, a wracam przed dwudziestą drugą.

Jutro jest wtorek! Piękny czas, kiedy trochę trzeba, ale bardzo się chce.

6 grudnia 2012

PRZYWITANIE

Jeśli dobrze liczę, herbaty nie słodzę już od pięciu lat. Raz na jakiś czas robię jednak wyjątek. Posłodzona co najmniej sześcioma łyżeczkami cukru, gorąca herbata z sokiem malinowym prosto z termosu, to jeden z najlepszych elementów zimowych spacerów górskich.

W niedzielę wybraliśmy się na wycieczkę łączoną, spacerowo-skitourową. Zaczęliśmy i skończyliśmy tradycyjnie w Szklarskiej, zahaczając o Schronisko pod Łabskim Szczytem, Halę Szrenicką i Kamieńczyk. Przywitaliśmy zimę.

 PS. Zjazd na łopacie był zdecydowanie wart tych siniaków.


Ulubiony obrazek, przestrzeń i cisza.
 
Szrenica.

W górach gwiazdy widać o wiele lepiej.

W schroniskach czas płynie jakoś inaczej. Tuż przez Bożym Narodzeniem - dekoracje wielkanocne :-)

1 grudnia 2012

BIAŁO

Może właśnie tego było mi trzeba, aby przerwać jesienne uśpienie - śniegu? 1 grudnia przywitałam w zaśnieżonej Jeleniej. Krótki spacer z siostrą, widok na góry, zmarznięte policzki i dłonie.

Jutro w planach kolejny spacer. Nieco dłuższy, nieco wyżej, nieco więcej śniegu. Dawno mnie tam nie było.



*    *    * 

27 listopada 2012

TOMORROW

Coraz wcześniej zapalam w pokoju światło. O szesnastej trzydzieści jest już ciemno i nigdy nie wiem, czy to jeszcze "dzień dobry", czy już "dobry wieczór". Zapadający w połowie dnia zmrok odbiera całą energię. Ciągłe czekanie, wszystko jutro. 
Zimowy sen jeszcze jesienią. 

16 listopada 2012

TOWER BRIDGE DAY



Tower Bridge jest dla mnie jednym z najważniejszych symboli Londynu. Cały czas więc dziwię się, dlaczego dopiero po dwóch miesiącach od przyjazdu do tego miasta pojechałam przyjrzeć mu się z bliska. Pierwszy raz "mignął" mi na samym początku pobytu - wtedy jeszcze z zwieszonymi ogromnymi kołami olimpijskimi. 

Sam most - zachwycający równie bardzo, jak roztaczające się z niego widoki. Chyba ze względu na jego kolorystykę, kojarzy mi się z wrocławskim Mostem Grunwaldzkim. 


Spacerując w okolicach mostu i Tower of London, natknęliśmy się na grupy tancerzy. W kolorowych strojach, z nietypowymi rekwizytami, wykonywali tradycyjne tańce i figury. Wyglądało to mniej więcej tak, a według znalezionych przeze mnie informacji nazwa tych artystycznych akrobacji to "morris dance".


Czekaliśmy na ostatniego towarzysza, a właściwie towarzyszkę dalszej części naszej wycieczki. Wpadliśmy na kawę do Caffe Nero - kolejnej obok Starbucks Coffee i Costa Coffee popularnej sieciówki kawiarnianej.

Bardzo podoba mi się podejście mieszkańców Wielkiej Brytanii do kawy na wynos. Tutaj kolejki po ożywiający napój są w porze śniadania czy lunchu są czymś powszechnym, a spacer z firmowym kubkiem nie daje +10 do lansu. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że tam cena kawy w porównaniu do minimalnych nawet zarobków jest bardzo niska, a w Polsce wydanie 15 zł na kawę (do tego niekoniecznie dobrą) jest dużym wydatkiem.


Już w komplecie, wracaliśmy wzdłuż Tamizy w stronę Covent Garden. Wieczór rozpoczęliśmy w starym pubie The Salisbury. Próbowaliśmy różnych cydrów, i chociaż napój ten kojarzony jest przede wszystkim z jabłkami, mi najbardziej posmakował gruszkowy :-)