Czasami nie mogę się nadziwić, jak nieco przypadkowe spotkania mogą namieszać w życiu i przeplatać się przez nie w zupełnie niespodziewanych momentach. Z M. poznałyśmy się w marcu, a całkiem niedawno spytała mnie, czy nie zechciałabym zrobić kilku zdjęć w dniu jej ślubu. W pierwszy lipcowy piątek spakowałam więc moją torbę i z motylkami w brzuchu pobiegłam pod Kościół św. Marcina we Wrocławiu. Po ceremonii Para Młoda zorganizowała dla gości mały poczęstunek z muffinkami i szampanem, a ja łapałam uśmiechy.
Podobają mi się takie śluby, bez zbędnych ozdób kosztujących krocie, tylko para jest najważniejsza i najbliższe osoby :) bardzo ładne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńFajne zdjęcia, jak widać nie trzeba wydawać majątku :) Takie kameralne wydarzenia są najlepsze :)
OdpowiedzUsuń