4 listopada 2012

TAMESIS

Zapiski z 12 sierpnia 2012 

Wychodzę z metra chwilę po 8. Niedzielny poranek otula niewiarygodnie spokojny Londyn i czyni go zupełnie innym miastem. A może jest tak każdego dnia o tej porze? Pusto i cicho. Mijam kilku śpiących w śpiworach ludzi. Dzielnica kultury i sztuki. Mam jeszcze chwilę czasu, pójdę przez Trafalgar Square. Zegar olimpijski już nie odlicza dni do rozpoczęcia Igrzysk. Grupa turystów leniwie porusza się przez plac. Krok, krok, zdjęcie. Ja też wyjmuję aparat. Fioletowe bramki, różowi pomocnicy. Londyn przygotowuje się do maratonu mężczyzn. 


Wychodzę zmęczona. Maraton tam i maraton tu. Przy wejściu do parku czeka na mnie D. Nie wracamy jeszcze, dzień zaczyna się dla mnie tak naprawdę dopiero teraz. Raz w tygodniu spotykamy się w większym gronie. Towarzyski rytuał. Siedzimy chwilę przy Hungerford Bridge. Grupy ludzi idą w jedną i w drugą stronę. Za chwilę my idziemy razem z nimi. 


Siadamy na plaży. Plaży? Jest piasek i są kamienie. Na piaskowej kanapie siedzi artysta rzeźbiarz i zbiera pensy za spełnione życzenia. Za chwilę podrywa się, by ulepić z dzieciakami dużego żółwia. Tuż obok ma miejsce kameralny koncert gitarowy. Tamiza i wino. W końcu to też moje wakacje.

4 komentarze:

  1. Też tam byłem!

    OdpowiedzUsuń
  2. o ludzie, Londyn!
    wróciłam dwa tygodnie temu ale ciągle tam jestem myslami...

    Ściskam,
    miłej niedzieli - Lona

    OdpowiedzUsuń