25 czerwca 2012

ROWEROWA KRAINA

Jak obliczyliśmy przedwczoraj, w drodze do Jakuszyc, na rowerową wycieczkę w Izery wybieraliśmy się dwa lata. Dwa lata! Czy usprawiedliwieniem może być fakt, że poprzednie lato prawie w całości spędziliśmy we Wrocławiu?

Rower, mapa, kanapka - jedziemy! Aby zwiedzić trochę i nie kończyć wycieczki zbyt szybko, postanowiliśmy robić pętelki i przejechać przez Czechy. Okazało się, że w kilku miejscach musiałam sprowadzić rower. Tam, gdzie zdarzało mi się tracić nerwy, D. znalazł największą dla siebie zabawę i ostatecznie cieszyłam się razem z nim. Nagrodą za wysiłek był odpoczynek przy Chatce Górzystów i... przejeżdżanie przez największe kałuże w drodze powrotnej do Orlego.

Wycieczka do Rowerowej Krainy, oprócz wspaniałych widoków, satysfakcji z przejechanej trasy i nieco obolałego ciała na drugi dzień, przyniosła mi chyba odpowiedź na pytanie kim chcę zostać w przyszłości. Otóż w przyszłości, gdy już będę dużo starsza, chcę zostać uśmiechniętą Czeszką*!

Myślę, że nie był to jednorazowy wyskok, a raczej rozpoczęcie sezonu ( to znaczy, że jeśli pojedziemy jeszcze z dwa razy, to będzie dobrze). W planach pojawił się "SINGLTREK POD SMRKEM" - oby starczyło motywacji.

*Postanowienie z przymrużeniem oka, ale dobry nastrój spotkanych na trasie Czechów, i to tych starszych, naprawdę robił wrażenie :-)

20 czerwca 2012

WODA I SPOKÓJ

Nad Zalewem Mietkowskim, zwanym także Jeziorem, można spędzić wolny czas. Z Wrocławia niedaleko, łatwo uciec od miejskości. Można wypożyczyć kajak, a najlepiej łódkę - i zaimponować kobiecie. Można być nowoczesnym i spróbować kitesurfingu. Można się wykąpać, chociaż woda nie zachęca, a potem zjeść smażoną rybę. Można opalić sobie plecy i ramiona na kolor buraczkowy. Można siedzieć na plaży, zamknąć oczy i przez chwilę być nad Bałtykiem - ale to tylko przez dźwięk wody, bo nie pachnie morzem, a pod stopami kamienie. Można obserwować górę i planować wycieczki.

Można też spotkać się ze znajomymi i z nieznajomymi, wspólnie zjeść arbuza i porozmawiać. Można odpocząć. 
relaks nad zalewem w mietkowie
jezioro mietkowskie
nad wodą w mietkowie
zalew w mietkowie łódki

14 czerwca 2012

10 000 KROKÓW

Wczoraj, chwilę po jedenastej, w gabinecie nr 23 budynku D rozpoczęłam uczelniane wakacje. Uzyskany wpis wypełnił ostatnie puste miejsce w karcie egzaminacyjnej. 

Pierwszy wieczór oficjalnych wakacji spędziłam z D. i dobrą znajomą. Po wypiciu pysznej kawy z pianką u Ady wybraliśmy się na spacer. Najpierw przespacerowaliśmy się na wrocławski Dworzec Główny (pierwszy raz byłam w środku po remoncie!). Następnie spacerowaliśmy najdłuższą chyba drogą w kierunku Rynku. Po uzgodnieniu, że wszyscy są głodni i natychmiast musimy coś zjeść, zaczęliśmy spacerować w celu znalezienia odpowiedniego lokalu. Zakręciliśmy się po uliczkach wokół Rynku i pospacerowaliśmy z powrotem w kierunku dworca. Tam decyzja: spacerujemy w stronę Mostu Grunwaldzkiego. Ostatecznie zjedliśmy wymarzoną pizzę przy Pasażu Grunwaldzkim. Stamtąd czekał nas tylko jeszcze spacer powrotny.

Tytułowe 10 000 kroków to rozwiązanie wczorajszego problemu-zagadki: ile kroków dziennie robi człowiek? Dość szybko zapomnieliśmy o nurtującym nas pytaniu, jednak okazało się, że kwestia ta była dla nas bardzo ważna. Dzięki wczorajszemu SPACEROWI wyrobiliśmy chyba normę za całe dwa tygodnie! Dawno nie czułam się tak dobrze po przyłożeniu głowy do poduszki :)
 
Dawno temu obiecałam sobie, że będę robić dużo zdjęć. Nie zawsze mam ze sobą aparat (właściwie to mam go ze sobą wciąż zbyt rzadko), dlatego ostatnio coraz częściej sięgam po telefon. Choć jakość marna, zdjęcia mają w sobie pewien urok.

10 czerwca 2012

SUNSET

Banalny jest zachód i banalna fascynacja małą głębią ostrości. 

Ostatnio po deszczu widziałam milion słońc.

8 czerwca 2012

WROCŁAW: 1 DZIEŃ PRZED EURO

A może raczej "Wrocławski Rynek 1 dzień przed EURO", bo tam też wybrałam się 7 czerwca, w dzień otwarcia Strefy Kibica. Przy każdym wejściu do Strefy ubrani w odblaskowe kamizelki pracownicy "służby informacyjnej" dokładnie sprawdzają wchodzących. Na Rynku tłumy wrocławian i przyjezdnych żywo rozmawiają przy specjalnie ustawionych na Euro stolikach czy w ogródkach, stoją wpatrzeni w telebimy.  Polska flaga. Rosyjska flaga. Przed sklepem kibica grupa ludzi ogląda koszulki. Może ktoś kupi szalik? Fredro patrzy na tych, którzy robią sobie zdjęcie z gigantyczną piłką. Ostatnie poprawki dziennikarza przed zdaniem relacji. Farba na policzku. Śmiech, okrzyk, ekscytacja. W takiej atmosferze nawet ja mam ochotę chwycić szalik i krzyczeć: Wpadnij w piłkoszał!

5 czerwca 2012

LET IT (SLOW)

Wciąż szukam SWOJEJ gazety. SWOJEJ, czyli takiej, którą będę kupować regularnie, po którą będę biegła do kiosku już pierwszego dnia, gdy się ukaże, której treść będzie na tyle interesująca, że będę mogła zaglądać do niej nawet kilka miesięcy po zakupie i wreszcie - takiej, której kolejne numery będę układać na półkach i będę dumna z tego zbioru. Moja mama kupuje tak "Twój Styl" (po magazyn może nie biegnie, ale świeże wydanie pierwszego dnia zawsze jest!). Polubiłam kwartalnik VIVA! MODA (wydanie na lato 2012 fantastyczne), ale właśnie - jest to kwartalnik. To, co jest jego bardzo dużą zaletą, jest jednocześnie wadą - trzy miesiące to dobry czas na stworzenie doskonałej treści i staranną edycję, a z drugiej strony pozostaje długie wyczekiwanie na kolejny numer... 

Pod koniec kwietnia pojawiła się szansa na zmianę, wtedy bowiem ukazał się pierwszy numer nowego magazynu (SLOW). Jego hasło przewodnie? - "Szkoda czasu na pośpiech!". (SLOW) propaguje ideę SlowLife, zachęca do zatrzymania się w rozpędzonym świecie, celebrowania posiłków, rozmowy, znalezienia swojej pasji, podziwiania sztuki. Sielanka? Być może, ale ze względu na kierunek, w którym podążają obecnie moje zainteresowania, znalazłam w (SLOW) sporo inspirujących artykułów. 

Magazyn podzielony jest na kilka działów, są to m. in. design, moda, kuchnia, kultura, strefa dla rodziców. Bardzo ciekawa jest sekcja free:zone, w której swoje prace ma szanse zaprezentować każdy artysta.

Przeglądając (SLOW) można odnieść wrażenie, że ma się przed sobą nie gazetę, a dobrą książkę. Zapewne jest to zasługa grubego, mięsistego, matowego papieru, jego specyficznego zapachu i subtelnie wplecionych między artykuły reklam. 

Trochę jednak dziwnie się czułam czytając (SLOW) w tramwaju – mam poczucie, że idealne miejsce do zaczytania się w nim to raczej hamak w ogrodzie niż krzesło komunikacji miejskiej. Ponieważ jednak we wrocławskim mieszkaniu zamiast ogrodu mam w kuchni bazylię w doniczce, muszę szukać innych rozwiązań. Drugi numer ma się pojawić już niedługo, a gdy się ukaże - pobiegnę do kiosku :)